Zameldowany jestem w Warszawie i od pewnego czasu męczyło mnie pytanie czy zagłosować w zbliżających się wyborach samorządowych na Kazimierza czy Hanię.
Początkowo skłaniałem się ku Kazimierzowi (patrz wpis z 12 lipca 2006). Jest młodszy i wydawał się sprawny w rządzeniu. Hania natomiast choć jest cwana jest niemądra. A jej ciągota do odnawiania się w duchu świętym pachnie sekciarstwem. W swej niemądrości uważała, że jest w porządku by sprawując apolityczny urząd prezesa NBP kandydować w jak najbardziej politycznych wyborach na prezydenta Polski.
Jednak potem Kazimierz zaczął mi za bardzo pachieć PiSem, a PiS zaczął pachieć TKM, niekompetencją i rozdawnictwem pieniędzy podatników dla swoich klientów politycznych. Więc skłaniałem się do oddania głosu nieważnego, zapisanego kilkoma dosadnymi słowami na temat miłościwie nam panujących.
Ale przejrzałem na oczy. Kazimierz Marcinkiewicz to zły i pusty człowiek. Przypadek wyniósł go z nauczyciela na premiera. A teraz walczy o utrzymanie się na politycznej powierzchni oraz w świetle jupiterów i błysku fleszy, które tak lubi. Jako premier nie zrobił nic dobrego i konkretnego. Ale zdążył z naszych kieszeni dać górnikom 70 miliardów złotych wycofując z Trybunału Konstytucyjnego skargę na złodziejską ustawę progórniczą.
Teraz Kazimierz Marionetkiewicz walczy o swój byt polityczny. Jeśli przegra najbliższe wybory jest spora szansa, że to puste polityczno-medialne zjawisko obróci się w nicość. Jeśli wygra to młody PiS ma szansę urosnąć w siłę na licznych warszawskich stanowiskach.
Na szczęście coraz większe grono moich znajomych, podobnie jak ja przejrzało na oczy. Teraz ty drogi czytelniku, sam się zastanów dlaczego lepiej zagłosować na Hanię i utopić w nicości pacynkę kaczorów.