Ucieczka ze szkół publicznych sygnałem ostrzegawczym

Od lat się powtarza że jedna z przewag naszej gospodarki jest dobrze wykształcona siła robocza. Ja w jakość naszych szkół nie wierzę. O czym na koniec dzisiejszego wpisu. Ale nawet jeśli nasze szkoły były powszechnie przyzwoite to właśnie się to kończy. Trwa masowa ucieczka bogatszych zwłaszcza w większych miastach do szkół prywatnych. Rosnący odsetek uczniów chodzących do prywatnych szkół jest sygnałem ostrzegawczym, który powinien nas skłonić do ulepszenia szkół publicznych.

W Polsce w dwie dekady procent uczniów szkół podstawowych uczęszczających do szkół prywatnych wzrósł z blisko zero do prawie 10%:

Źródło: Główny Urząd Statystyczny

Możesz powiedzieć, że to dobrze iż wobec niedomagań szkół publicznych rodzice mają alternatywy. Ale w długim okresie to fatalnie dla jakości powszechnej oświaty w Polsce. Jak mawiają Amerykanie: services for the poor are poor services.

W większych ośrodkach miejskich pomiędzy co piąty a co siódmy uczeń uczęszcza do prywatnej szkoły podstawowej:

Źródło: Główny Urząd Statystyczny

Różnice pomiędzy dużymi miastami i ich okolicami widać zwłaszcza dobrze, gdy zestawi się duże miasta z otaczającymi je powiatami. W Rzeszowie, Krakowie, Wrocławiu, itp. większych miastach różnica między miastem a otaczającymi je gminami w procencie uczniów uczęszczających do prywatnych szkół podstawowych jest kilkukrotna:

Źródło: Główny Urząd Statystyczny

Źródło: Główny Urząd Statystyczny

Źródło: Główny Urząd Statystyczny

Wewnątrz Warszawy czym bogatsza dzielnica tym więcej uczniów w prywatnych szkołach:

Źródło: Główny Urząd Statystyczny

Mamy dwie Polski oświatowe. Polskę dużych miast i prywatnych szkół oraz całą resztę. W skali kraju widać istotne różnice w wynikach egzaminów ośmioklasisty pomiędzy szkołami prywatnymi i publicznymi:

Źródło: Ministerstwo Edukacji Narodowej, https://mapa.wyniki.edu.pl/MapaEgzaminow/

Podobne różnice, czasem większe czasem mniejsze, ale zawsze na korzyść większych miast widać w wynikach egzaminów ośmioklasisty pomiędzy szkołami w dużych miastach i w gminach je okalających:

Źródło: Ministerstwo Edukacji Narodowej, https://mapa.wyniki.edu.pl/MapaEgzaminow/

Wśród dzieci w podstawówkach nie ma takich różnic w talencie i pracowitości jakie mamy w wynikach egzaminów. Szkoła replikuje i pogłębia nierówności społeczne. Nie jest miejscem zapewniającym równy start i inwestującym równomiernie w dostępne w naszym społeczeństwie talenty.

Polska szkoła zawsze była na bakier ze spójnością społeczną. Nawet w głębokich latach 1970ych, gdy obowiązywała ścisła rejonizacja, a obowiązek meldunkowy był faktycznie egzekwowany lepsze szkoły w miastach miały tendencję do wysokiej nadreprezentacji dzieci z domów inteligenckich. Częścią kapitału wielkomiejskiej inteligencji jest rozpoznawanie poprzez sieć kontaktów w której uczestniczą, które szkoły są dobre i posiadanie zdolności upchania dziecka w lepszych szkołach. Dziś oprócz inteligenckości do uplasowania dziecka w dobrej szkole coraz bardziej potrzebna jest gotówka.

Rosnący odsetek uczniów chodzących do szkół niepaństwowych jest objawem a nie przyczyną słabości szkół. Polska szkoła nie dorasta do oczekiwań wielu rodziców: m.in. nadal jest autorytarna i skoncentrowana na uczeniu wąskiej wiedzy, a nie umiejętności posługiwania się wiedzą.

Co więcej nie widać szans by szkoła publiczna była niebawem naprawiona. Lewica z prawicą toczą symboliczne ważne tylko dla ich środowiskowe boje o duperele: do jakich przedmiotów jeszcze przymusić uczniów wszystkich uczniów w całej Polsce. Jedni wprowadzają obowiązkowe mundurki, drudzy likwidują prace domowe. Do głowy jednym i drugim nie przyjdzie, że w jednych szkołach dużo prac domowych może zaszkodzić, a w innych pomóc, a wiedze o tym mają nauczyciele w szkole, a nie urzędnicy w ministerstwie.

Prawie nikt nie lobbuje za tym, by np. dać uczniom możliwość wybierania przedmiotów, których będą się uczyć, by zabrać władzę urzędnikom w warszawskim ministerstwie i dać jej więcej nauczycielom, by wprowadzić zdecentralizowane mechanizmy oceny jakości szkół.

To nie ministra odgórnie z Warszawy powinna wybierać i narzucać dzieciom lektury do przeczytania. To uczniowie sami lub razem z nauczycielem powinni wybrać co będą czytać. Albo w szkole uczniowie nauczą się sami wybierać, albo kolejne dekady będziemy stękać i wydziwiać nad kulturą folwarczną.

Opanowanie przez ucznia ortografii oraz stawiania znaków przestankowych czy umiejętności rozpoznania i napisania zdania podwójnie złożonego, jest mniej ważne od wykształcenia nawyku uczciwego i otwartego mówienia, umiejętności słuchania, dyskutowania z posiadaczami odmiennych poglądów, przyzwyczajenia do czytania wielu rodzajów książek, magazynów i gazet, oraz pisania tego w co się wierzy, co myśli i co czuje.

Polskie szkoły są fatalne. Uczą drylu, posłuszeństwa wobec najbardziej durnych przepisów i zero twórczości czy odpowiedzialnego bycia w grupie.

Irenę Sendler Polkę, która uratowała od Niemców kilka tysięcy Żydów odkryły dla współczesnych… amerykańskie gimnazjalistki. To nie przypadek! Amerykanki nie tylko mogły wybrać w szkole za zajęcia warsztaty teatralne. Mogły jeszcze same wybrać temat przedstawienia. W tym czasie ich polskie rówieśniczki były rozliczane przez nauczycieli ze znajomości fabuły oraz oficjalnej interpretacji lektur z ustalonego przez urzędników obowiązkowego kanonu. Dla Polek jedyną dopuszczalną formą wypowiedzi na ocenę były klasówki, wypracowania, odpowiedź przy tablicy i kartkówka. Amerykanki motywowano do nadzwyczajnego. Szkoła wsparła je w porywaniu się na nieprzeciętne i zgodne z ich temperamentem działania. Ich polskie rówieśniczki w tym czasie wypełniły narzucony obowiązek, z którego zostały ściśle rozliczone; nauczyły się na pamięć, zaliczyły i zapomniały.

Polska szkoła wychowuje potulnych pracowników do call center dla zachodnich korporacji, ale słabych członków zespołu, który zrobi nowy produkt czy usługę i sprzeda je na cały świat.

W krótkim okresie rosnący odsetek uczniów chodzących do szkół niepaństwowych może zwiększać odsetek Polaków przygotowanych do funkcjonowania w nowoczesnym społeczeństwie o niższej hierarchizacji i krótszym dystansie społecznym oraz lepiej władających językami zagranicznymi.

Ale i tak uczniowie szkół prywatnych będą ograniczeni dyktatem urzędników skrojonym pod publiczne szkoły. Na obowiązkowych państwowych egzaminach rozlicza się uczniów głownie ze znajomości gramatyki języków obcych, a nie z biegłości posługiwaniu nimi.

W dłuższym okresie szkoły publiczne pozbawione bogatszych, bardziej wymagających rodziców będą szkołami coraz słabszymi. Masowa już ucieczka bogatszych do szkół prywatnych to syrena alarmowa…

0 comments… add one

Leave a Comment