Demokracja postawiona wokół resztówek feudalnych odruchów vs. demokracja odruchowego braku szacunku dla władzy.

Wiceprezydent USA Vance to pudel i pajac, ale w temacie wolności słowa ma rację: USA lepiej chroni wolność słowa. Ta różnica w ochronie wolności jest powszechnie znana. Mniej znane są jej kulturowe źródła i wpływ na dynamikę dzisiejszych norm społecznych.

W USA prawo chroni przed zamachem na reputację oraz przejściem słów w czynną przemoc. Co do zasady ściga się w USA za słowa, które obniżyły reputację. Samo okazanie braku szacunku bez groźby natychmiastowej przemocy nie jest w USA karalne. Owszem istnieją tam specjalne rozszerzenia karalności za słowa, typu dotyczące prowadzących przestrzenie wspólnego użytkowania (kiedyś bary, czy linie kolejowe). Tzw. common carriers mogą być pociągnięci do odpowiedzialności jeśli nie zapewnią bezpiecznej przestrzeni, w tym bezpiecznej od napaści słownej.

Natomiast w Europie chroni się nie tylko przed wypowiadaniem szkodliwych słów, ale chroni się również przed brakiem okazania należytego szacunku. Prawo państw europejskich chroni przed werbalnym atakiem na honor oraz egzekwuje dobre maniery.

W USA karanie za zniewagę jest moralnie i prawnie obcym konceptem. Amerykanie dla karalności wypowiedzi wymagają na ogół by słowo dotarło do osób trzecich oraz zawierało nieprawdę czyniącą mierzalną krzywdę. Ewentualnie by słowo przekraczało granicę pomiędzy mową a czynem jak np. gdy dryblas z baseballem stoi nad kimś i krzyczy „zaraz ci przyp…!” – dryblas nie musi zadać ciosu by zostać w USA ukaranym za napaść.

Dla penalizacji mowy w europejskim prawie zazwyczaj wystarczy by słowo dotarło jedynie do osoby je dotyczącej, nawet gdy nie ma szans dotrzeć do osób trzecich (np. w liście). Kwestia nieprawdziwości o wiele rzadziej funkcjonuje jako rozstrzygająca przesłanka do karalności wypowiedzi niż w USA.

Rdzeniem prawnym tej różnicy jest amerykańska pierwsza poprawka, która zabrania władzy uchwalania ustaw ograniczających wolność wypowiedzi. Ale głębszą przyczyną są historycznie ukształtowane różnice kulturowo prawne. Przede wszystkim zaś inna geneza egalitaryzmu w USA i UE.

USA nie było skażone arystokratycznym porządkiem społecznym. Na statku Mayflower, który w 1620 przywiózł pierwszych kolonistów do trwałych kolonii angielskich w północnej Ameryce nie było arystokratów. Potomkowie tych pierwszych osadników zorganizowali USA. Owszem wyższe klasy amerykańskie w XVIII i XIX wieku małpowały gentelmenów angielskich. Lecz powszechna dostępność „niczyjej” ziemi uniemożliwiła zorganizowanie w USA arystokratycznego porządku społecznego. Gdy wczesnym osadnikom amerykańskim nie podobały się reguły prawne czy społeczne narzucane przez tych wyżej na społecznej drabinie mogli spakować do wozu ruchomy dobytek i opuścić lokalną społeczność — ruszyć dalej na Zachód, osiedlić się z dala od swych ciemiężycieli i żyć po swojemu.

Równość wypracowana w Ameryce oznaczała, że z europejskiego punktu widzenia na przełomie XVIII i XIX wieku wszyscy Amerykanie funkcjonowali na prawach plebsu. Brak oczywistych różnic klasowych oraz szorstkość manier amerykańskich dziwiły przybyszów z Europy.

Zgoła inne korzenie miał egalitaryzm w Europie. Wraz z demokratyzacją porządku społecznego zgeneralizowano rozwodnioną zdolność honorową arystokracji na wszystkich. Wszyscy mają się zachowywać kulturalnie jak arystokracja. Nie jest to tylko wymóg prawa, ale głębokie i zwykle nieuświadomione podglebie kulturowe, którego oznak często nie znajdziemy w gołej literze europejskiego prawa.

Przeczulonego na punkcie swojego honoru obrażalskiego arystokratę zastąpił przeczulony na punkcie swojego honoru obrażalski Europejczyk. Uregulowanie zniewagi miało w Europie dawać satysfakcję i wymuszać okazanie należytego szacunku tym wyżej w hierarchii społecznej.

Z czasem pionowy respekt maluczkich wobec tych bardziej honorowych zgeneralizowano na poziomy respekt wszystkich wobec wszystkich. Jeszcze Kodeks Kar Głównych i Poprawczych obowiązujący u nas w kongresówce podwyższał karę za obelgę jeśli wyrządzona była osobie mające „prawo do szczególnego poważania”. W Niemczech rozróżnienie honorowe osób znikło w bardzo nowoczesnym jak na ówczesną Europę kodeksie karnym z 1871. Jednak przez kolejne dekady prawnicy interpretacją tworzyli szczególne prawo niektórych osób do szacunku. Dointerpretowali do tego stopnia, że jeszcze w latach 1970ych zdarzały się w Niemczech pozwy o to, że w rozmowie, ktoś zwrócił się do kogoś bez tytułu „Doktor”.

Prawo zniewagi w Europie ma początki w dążeniu do ukrócenia pojedynków wśród arystokracji, a później również wśród wyższych warstw burżuazji. Oprócz samego zakazania pojedynków pod groźbą różnych kar starano się zaoferować alternatywne przywrócenie zbrukanego honoru. Stąd powszechne w prawie europejskim wymuszone przeprosiny oraz niechęć do pieniężnych rekompensat za straty wyrządzone słowem, które to rekompensaty był obce i wstrętne XVIII wiecznym arystokratom, jako nijak nie mogące usunąć skutków dyshonoru.

Europejska ambicja nadania wszystkim statusu wysoko urodzonych jest wroga wolności słowa. Otwiera drzwi do uznaniowego karania za słowa. Obejmuje wyższa ochroną zajmujących wyższe stanowiska społeczne. Konserwuje relikty feudalnego porządku społecznego w prawie. I w obronie zamordystycznego prawa pozwala współczesnym prawnikom głosić bzdury o tym, ze słowa są bardziej szkodliwe niż cios pięścią.

Polska, w której prawo dopuszcza 1 rok więzienia za zniewagę zwykłego obywatela (art. 212 k.k.), 2 lata więzienia za zniewagę premiera (art. 226 k.k.) i 3 lata więzienia za zniewagę prezydenta (art. 135 k.k.) indoktrynuje do niezdrowego porządku społecznego, gdzie prawo jak pajęczyna, bąk się przebije, a mucha zatrzyma. Uczy każdego z odrobiną jakiejkolwiek władzy, że ma prawo nie tylko przewodzić nad nami, ale też się wywyższać nad nami.

Możemy tworzyć naszą demokrację wokół resztówek feudalnych odruchów. Lepsza będzie gdy, zbudujemy ją na odruchowym braku szacunku dla władzy. Takim jak u cynika Diogenesa, który Aleksandrowi Wielkiemu bezczelnie odmówił szacunku – nie stawił się powitać władcy, gdy ten przybył do miasta. A gdy Aleksander przyszedł do niego i spytał czy może coś dla niego zrobić, ten mu rzekł: odsuń się trochę, by nie zasłaniać mi słońca.

0 comments… add one

Leave a Comment