Jeżdżę dziś drugi dzień bez ważnego prawa jazdy. W telewizorze różni mundurowi srożą się jak to łamię prawo i co mi zrobią jak mnie dopadną, a głupawe dziennikarki zastanawiają się dlaczego kilkaset tysięcy Polaków nie stawiło się na czas w urzędach by złożyć wnioski o nowe prawo jazdy.
A ja bym chciał wiedzieć kto wpadł na głupawy pomysł przymusowej hurtowej wymiany praw jazdy? I jakim prawem kilka milionów Polaków woła się do urzędu?
Urzędnikom i firmie która produkuje prawa jazdy jest łatwiej kazać Polakom stawić się i wymienić, raus, raus, raus. Ale niby dlaczego nie można było ułożyć wymian praw jazdy w sposób wygodny dla kierowców? Na przykład przy okazji następnej wizyty w wydziale komunikacji? Prawie każdy kierowca co jakiś czas rejestruje nowy samochód, gubi prawojazdy, lub ma inny interes w tym urzędzie. Prawa jazdy można było wymienić przy tej okazji. Zajęło by to może trochę dłużej, ale zaoszczędzono by czas kierowców.