Wysoka woda – 1

Nie tylko piszę blog. Ale jestem również strażakiem w Ochotniczej Straży Pożarnej. Dziś kilka spostrzeżeń o wysokiej wodzie. Nie jakiegoś tam eksperta. Tylko moje własne o tym co sam widziałem i słyszałem od piątku. Będzie troche nieskładnie. Dziś poszedłem spać o 9 rano, po 24 godzinach pilnowania wałów, sypania i noszenia worków.

Piątek wieczór. Miałem posiedzieć w kawiarni, poczytać i popisać. Ale zadzwonił kolega z OSP, że potrzebują ludzi. W tempie ekspresowym rozszerzająco interpretując kodeks drogowy pokonałem 50 km z Warszawy na swoją wieś. Bo wiecie powódź. Bo wiecie udzieliła mi się trochę atmosfera. No bo i każdy chyba lubi poczuć, że robi coś ważnego. Gdy dojechałem na miejsce chłopaki już wyjechali. Wpadłem do domu. Założyłem mundur  i na SKR.

Mieszkam tu od dopiero od trzech lat. Nie rozkminiłem jeszcze całej topografi. Najpierw zaliczyłem trzy dróżki za oczyszalnia, aż wjechałem na SKR.  Tam już sypali piasek do worków. Było wesoło. Sami swoi. Głównie chłopaki z mojej OSP oraz ze SKR. Było też trochę chaosu. Momentami brakowało worków. Ktoś psioczył, że z powiatowej rezerwy oddali 30 tys worków na Kraków, a teraz nic nie mamy dla siebie. Ale co chwila ludzie zwozili worki wydębione, znaleźione i wyjumane z różnych miejsc: z gminy, ze straży państwowej w Nowym Dworze, z jakiejś firmy. Do 3 nad ranem sypaliśmy. Po nasypaniue pierwszych 50 worków myślałem: no wy cieniasy z siłowni, ja strażak z OSP to prawdziwą formę robię. Po 100 workach już dobrze czułem łopatę w rękach. Po 150 przestałem liczyć. Zaśmiałem się tylko, gdy facet z SKR, który trzymał i nosił worki do których sypałem piach powiedział „a mówili ucz sie, ucz  to nie będziesz przy łopacie robił”. Chciałem dodać, od siebie, że nauka to żadna gwarancja. Ale jakoś nie chciałem na SKRze wyjeżdzać ze swoim Harvardem. Dale więc po prostu machałem łopatą.

Co chwilę przyjeżdzały traktor i zabierali worki na wał. Nie byłem jedynym, który tego wieczoru rozszerzająco traktował kodeks drogowy – co poniektórzy traktorzyści podłaczając przyczepy do traktora nie łączyli świateł tylnych. Bo wiecie powódź. Bo wiecie im też udzieliła się trochę atmosfera. Niektórzy klęli na wójta. Bośmy o suchym  psyku robili. Jedynie do picia mieliśmy wodę mienralną zrzuconą z naszego wozu strażackiego. Ponoć mieliśmy dobrze, bo chłopaki, którzy rzucali worki na wał mówili, że noszą je na plecach po 100-200 metrów w wodzie po pas, a miejscami po kolana. Nie wiem jak było, bo w takich sytuacjach ludzie lubią zwiększać swoje zasługi, ale fakt wyglądali na zmordowanych. A trzy z cztrech traktorów posłanych z workami zakopały się w błocie pod wałem. W sumie sympatycznie było. W takich sytuacjach szybko wychodzą prawdziwe charaktery ludzi. Jeden nabiera dwa razy większe łopaty piachu niż inni, a drugi spi pjany pod płotem. Jeszcze inny w swoim samochodzie, którym zajechał na SKR odkrył butelkę wódki, którą poczęstował kolegów. O trzeciej koniec. Spać poszedłem o czwartej.

Teraz jest niedziela. 13:44. Jadę do sklepu po śniadnie i ogranąć co dziś moja OSP robi. Choć na głowie mam robotę dla klientów na poniedziałek rano. Kurwa żesz. CDN.
 

0 comments… add one

Leave a Comment