Sobota południe. Zbiórka miała być za kwadrans południe. Więc gdy o 11:30 zawyła syrena jadłem śniadanie. Mundur już na mnie. Zgarnałem tylko kanapki, wodę i fruu samochodem do remizy. Pojechaliśmy. Znowu do SKR.. Najpierw powtórka z rozrywki. Worki. Ale dziś zesżło się z 20, 30 a potem 50 cywili. Wśród nich nastoletnie dzieczęta. Obecność dziewcząt niektórym kolegom mniej więcj podwoiła wydajność pracy. Góry piasku znikały jedna po drugiej. Jedna wywrotka było workowna w jakieś 20-30 minut.
Po chwili zjawili się jacyć ludzi z pytaniem czy nie przywieźć piasku. I rzeczywiście jakieś prywatne ciężarówki kilka razy sypneły piachem. Z aprowizacją też było lepiej niż wczoraj. Ktoś przyniósł siatki z pokrojonym chlebem i kiełbasą. Ktoś nawet siatkę gotowych kanapek.
Popołudniem nie wiem o której godzinie dostaliśmy telefon: zbierajta się do akcji. Jeden wóz z mojej OSP pojechał na wał tam gdzie poprzedniej nocy grzązły traktory. A my na hasło, że we wsi za starym poniemieckim kościołem wał przesiąka pojechaliśmy układać worki. Na miejscu według radia miał być OSP z sąsiedniej miejscowości. Ale kolegów z tej drugiej OSP ani widu, ani słychu. Choć na radiu potem do sztabu zgłosili, że opanowali sytuację. Jednego od nas tym podszywaniem się pod naszą pracę tak wkurwili, że nawet zadzwonił do sztabu i powiedział jak było naprawdę. Nikt się nie zdziwił, bo u nas na gminie normalka. Tamci regularnie takie numery odstawiają. Mu jesteśmy porządna OSP, ponad 30 strażków, działamy w krajowym systemie reatownictwa. A tam kilku sympatycznych ludzi, ale odstawiają partyzantkę.
Chwilę potem zgłoszenie: wał podsiąka we wsi obok ogródków działowych. Jedziemy na patrol. Z wozu i spacerkiem. Znaleźliśmy miejsce, gdzie tuż przy wale wypływa cieńka strużka brudniej spienionej wody. To niedobrze. Woda klarowna jest lepszza. Jeśli wypływa woda klarowna to jest tylko woda, która przeszączyła się gruntem. Ale woda mętna i spieniona daje bespośrednio z rzeki za wałem. Płynie kretowiskiem, czy w jakiś taki sposób. A taka woda wypłucze piasek z wału, ziarenko po ziarenku i za jakiś czas zawali się wał. Już mamy nadawać meldunek na radio, że znaleźliśmy miejsce przesiąku. Ale leci działkowicz i woła, że tam dalej jeszcze gorzej. Krótki spacerek i faktycznie. Tu jeden przesiąk, za chwilę następny. Każdy taki cieniutki strumyczek, ale woda wyraźnie płynie. Za chwilę się robi nie wesoło. Butem w błoto po kolano wpadam, i w tym błocie noga wchodzi mi pod wał. A tam już tylko rzadkie błoto. Nadajemy meldunek. Mija pół godziny, potem kolejne pół. Obchodzimy wał. Dojeżdza nasz wóz. Chodzimy wzdłuż wału. Mija kolejne pół godziny. Na wale patrolują fajne policjantki. Sympatyczne i idzie zagadać. My to mamy swój wóz. A je tak zostawili w terenie z plecakami i pojechali. Ale dobra, trzeba robić a nie flirtować. Idę spacerkiem do kolegi, który stoi pół kilometra dalej na głównej drodze, by pokazać samochodom z workami gdzie wjeżdać. Po drodze mijam jeszcze jedną OSP, która przyjeżdzą na miejsce akcji. MIja znowu może z kwadrans — żadnego samochodu z workami nie widać. Mija kwadrans albo kolejne pół godziny. Z pobliskiego sklepu bierzemy mirindę. Przyjeżdza pierwszy traktor z przyczepą. Na przyczepie ludzie. Ale worków ni ma. Zabireamy się do wołu na przyczepie. W końcu jest ciężarówka. Przywozi rolkę geowłókniny. Taka tkanina, dobrze się chwyta gruntu, woda się przez nią sączy ale piasek nie idzie. Rozwijamy, pół na wale, pół na drodze. Za chwilę pierwszy ciągnik z workami. Traktorzysta się do nas sadzi, że mu naszym wozem coś blokujemy. Kolejny taki co mu nerwy na mózg weszły. Ale już kilku takich widziałem w ostatnich dwóch dniach. Najgorzej ma wójt, bo do niego słusznie, lub nie każdy ma pretensje. Jak kogoś potrzebują zjebać, to się na nim wyładowują. Do nas też czasami ktoś z mordą staruje. Ale jesteśmy ekipa. Staniemy wokół tego z nas do którego ktoś pyszczy popatrzymy na pyszczącego. Zazwyczaj wystarczy. Choć dzień wcześniej kolega takigo jednego pyszczącego "że straż nie nie robi" za chabety wziął odwrócił, pchnął ze słowami „pan se już idzie”.
C.D.N.