I będzie jeszcze gorzej!

Odporny jestem. Ale jednak dopiekło mi kilkanaście maili i smsow otrzymanych w ostatnich tygodniach, z których wynikało, że uprawiam narodową ułomność zwaną marudztwem. Mam takie wrażenie, że moi znajomi i reszta Polaków chce koniecznie wreszcie nacieszyć się rzeczywistością. Poimitować naszych zachodnich odpowiedników. Pobawić się w wyrafinowaną konsumpcję, która potwierdzi naszą przynależność do cywilizowanych narodów świata.

Chcemy się tak bawić. I bardzo, ale to bardzo niedopuszczamy do siebie myśli, że jest to konsumpcja na kredyt – bardzo dosłowny kredyt, bo my Polacy od lat 70-ych konsumujemy więcej niż wytwarzamy. Ja niestety nie potrafię wczuć się w ten klimat  samozadowolenia.  

Po pierwsze obawiam się o swoją przyszłość, gdy widzę jak indywidualny wysiłek Polaków zderza się ze wspólną niemocą.  Ja i ty indywidualnie możemy zrobić sporo. Ale ten wspólny wysiłek jest umniejszany przez chroniczną i systemową niewydolność naszego państwa. Weźmy taki prostry przykład jak drogi. Nawet w te kilkaset osób, które czytają tego bloga autostrad w Polsce nie zbudujemy. Przyznam, że gdy widzę drogi na Litwie, w Czechach, Słowacji, Ukrainie i Niemczech to szlag mnie trafia. Budowa dróg to taka prosta rzecz. Wytycza się ścieżkę, leje beton i asfalt, a potem puszcza samochody. Ale moje państwo nie potrafi od 20 lat zrobić tak prostej rzeczy. Jest skrajnie niewydolne. I wcale nie domagam się sieci drogich autostrad. Tych wcale nie potrzebujemy. Na obecnym etapie rozwoju wystarczyłaby pomiędzy dużymi miastami trochę lepsze gierkówka – dwa pasy ruchy i skrzyżpowania bezkolizyjne w bardziej ruchliwych miejscach. Tylko na wylotach z dużych miast i  w obrębie kilku aglomeracji przydałyby się krótkie odcinki o jakości autostrad. Niestety od 20 lat fundujemy sobie za drogie jak na naszą kieszeń autorstrady. To znaczy najpierw nic nie robimy. Potem koncesje na budowę bardzo drogich autostrad rozdajemy firmom o podejrzanej prowiniencji. Tak, ty i ja rozdajemy – bo państwo w naszym imieniu, to też ty i ja. A potem przez wiele lat jeszcze się przepychamy z tymi firmami strasząc je odbiorem koncesji. Mógłbym pisać dalej i więcej. Ale chodzi o sposób, smak i podejście. Budowa dróg, która nam nie wychodzi jest prosta. Natomiast stworzenie prawa gospodarczego, które wypośrodkuje sprzeczne interesy obywateli, tak by umożliwić nam szybki rozwój to dopiero wyzwanie…

Po drugie, dzień w dzień widzę niesamowity rozjazd pomiędzy moimi oczekiwanami, a działaniami miłościwie nam administrujących polityków.  Ja potrzebuję, by rządzący wprowadzili tysiące drobnych usprawnień w naszym wspólnym życiu, które sumują się do nowoczesnego państwa. Nie potrzebuję od nich wielkich haseł i słów.  Gdy czytam w weekendowej „Gazecie Wybiórczej”, że kobieta, która we własnym domu urodziła dziecko musi błąkać się od szpitala do szpitala, bo państwo nie ma procedur(!) dla rejestracji dziecka urodzonego poza szpitalem to czuje się jak u Kafki. Nie mam nadmiernych oczekiwań. Wiem, że wszystkiego nie zrobimy od razu. Czasami, wystarczyłoby mi żeby wybrani na wyeksponowane stanowiska przestali marnować twoje i moje pieniądze.  Gdy rzecznik prezesa NBP oświadcza mi, że prezes NBP to ważna persona i dlatego musi jeździć limuzyną za 250 tys. złotych to mam ochotę uderzyć tego Pana i kazać mu kupić limuzynę za swoje a nie za twoje i moje.

Po trzecie i najważniejsze gospodarka.  Po 20 latach słowa reforma i gospodarka powodują u nas odruch niechęci. Ale niestety proste rezerwy typu prywatyzacja najbardziej wartościowych firm i obniżenie inflacji zostały już wykorzystane. Z tych bardziej skomplikowanych źródeł wzrostu takich jak twórcza siła umysłów, ciężka praca oraz sprawne i uczciwe zarządzanie dobrem wspólnym Polacy nie potrafią korzystać. Nie dlatego, że są głupi tylko dlatego, że nie mamy warunków dla tworzenia postępu technicznego i organizacyjnego. Nasze uczelnie symulują rozwój wiedzy. Polacy potrafią też cięzko pracować. Przynjajmniej ci, którzy pracują. Ale w swej masie jesteśmy najbardziej leniwym narodem Europy. Najmniejsza pośród europejskich narodów część zdolnych do pracy, pracę tą wykonuje. I nie jest to lenistwo genetyczne, tylko takie stworzyliśmy Polakom zachęty. Tak ty i ja – bo państwo działające w naszym imieniu to ty i ja. Starszym opłaca się uciekać na emerytury na koszt młodyszych podatników. Młodszym podatnikom fundujemy opodatkowanie pracy na poziomie opodatkowania towarów akcyzowych, więc może im się bardziej opłacać olać ojczyzną i wyjechać do pracy za granicę. Przeciętny Polak mieszkający sam i zarabiający przeciętną pensję płaci 44% podatku, Brytyjczyk 33%, a Irlandczyk 24%.

Niestety dobra międzynarodowa koniunktura się własnie kończy. Recesja, która pięknie rozwija się  w Stanach jest zupełnie inna od tych recesji, które mieliśmy tam w ostatnich kilkudziesięciu latach. Te wcześniejsze podowował Bank Rezerwy Federalnej podnosząc stopyu procentowe w obliczu wyższej inflacji. Ta obecna wynika z braku zaufania do instytucji finansowych. A to znacznie poważniejsza sprawa…

1 comment… add one
  • Adam Sep 22, 2008, 2:05 pm

    brawo. ale jednak mam wątpliwość czy kolektywnie polacy są w stanie zrozumieć swoje położenie. wg stat OECD pracujemy tylko krócej (godzinowo) od koreańców natomiast nasza wydajność jest najgorsze spośród 26 państw OECD. coś więc jest nie tak – – – ciężko pracujemy ale gówno z tego jest 🙁 plus idiotyczny i groteskowy (tak właśnie) system podatkowy sprawia, że mam obawy iż po 20 latach pracy w sektorze publicznym (do którego mam słabość) będe miał dokładnie tyle co mam po 3 – czyli gówno :). a gdzie mi tu się zastanawiać nad atmosferą ludźmi muzyką kulturą i innymi “superlatywami” dzisiejszej polski

Cancel reply

Leave a Comment