Wczorajsza „Gazeta Wyborcza” donosi* o uczniu, który przyszedł na próbną maturę, spokojnie napisał egzamin, uzyskał przyzwoity wynik, a pomimo to dostał pisemną naganę. Naganę z którą wiąże się m.in. obniżenie oceny z zachowania. Dlaczego? Bo gówniarz śmiał w brudnopisie napisać „matura to bzdura”. By nie było wątpliwości w nagłówku arkuszów brudnopisu maturalnego widnieje napis: „BRUDNOPIS (nie podlega ocenie)”.
Tak się składa, że ja również uważam, że polska matura jest bzdurnym egzaminem (patrz m.in. na ten poprzedni wpis, oraz na podstronę o oświacie ). Na szczęście mnie nauczyciele nie są w stanie ukarać za głoszenie takiej opinii. Co prawda cytowani przez gazetę nauczyciele mówią, że ukarali ucznia za „lekceważące traktowanie próbnej matury”. Ale jest to obłudne kłamstwo, bo uczeń przyszedł na egzamin, nie zakłócał jego przebiegu i uzyskał przyzwoity wynik w wysokości 80 proc. punktów.
To drobne z pozoru wydarzenie jest w istocie konfliktem o wolność wypowiedzi. Stawia nas przed pytaniem, czy uczeń ma prawo krytykować system oświaty bez obawy o represje ze strony nauczycieli. Czy też uznajemy zasadę: gówniarze mordy w kubeł i ani mru mru dopóki nie opuścicie szkoły. Tak naprawdę to nie jest drobne wydarzenie tylko bardzo poważne pytanie o to w jakich wartościach nasze szkoły wychowują młodych Polaków i jakie wartości wyznaje nasze społeczeństwo.
Różne sieroty po PRLu widząc w młodzieży poddanych ograniczają prawo młodzieży do wolnej wypowiedzi. Opisani w artykule nauczyciele zemścili się za to, że uczeń śmiał skrytykować maturę. Zemsta jest dotkliwa ponieważ obniżając opisanemu uczniowi ocenę z zachowania nauczyciele zmniejszyli jego szanse dostania się na dobrą uczelnię.
Na szczęście młodzi Polacy coraz chętniej, nawet wbrew opiniom powszechnie hołubionym przez starszych, i wbrew grożącym im represjom, wyrażają swoje poglądy. W demokracji jest to zachowanie oczekiwane i pożądane.
* Renata Czeladko „Matura to nie bzdura” 28 grudnia 2006
