Poniedziałek – jednak ciąg dalszy.
Miała być zbiórka w remizie o 6tej na patrol wałów. O 4tej dzwoni telefon: „zbieraj się do remizy, zbiórka bez syreny, żeby nie robić paniki”. Spałem w spodniach strażackich. Wrzuciłem na siebie kurtkę, bezrękawnik, łyk wody z butelki przy łóżku. Jedna miska kociego żarcia, która stoi na zewnątrz wyjedzony, jednak gdzieś te moje futrzaki się kręcą. W drogę. Podjeżdżam po kolegę. Wody gruntowe wybiły już na tyle wysko, że miejscami płyną wartkim strumieniem i przelewają się przez drogę.
Pod remizą wszyscy ledwie ciepli. Kolejny dzień, mało snu, bez śniadania.Ale humory niezłe. Niektózy żartują. Inni piątki przybijają z przesadną siłą. Może maskujemy niepewność, bo nie wiemy po co nas o tej 4tej zrywali z łóżek. Na radiu z wozu słyszymy jak straż państwowa melduje, że właśnie zrobiła objazd wałów. Na razie mokro, woda przecieka, ale czysta gruntowa. Mętnej raczej nie widzieli. Wołają do sztabu, że na ich wiedzę i doświadczenie jest OK, ale żeby znaleźli hydrologa, który zadecyduje o tym, czy te przecieki groźne czy nie. Taka tam gatka do radia – bo na radiu wszystko się nagrywa. Gdyby wał pękł to potem może będą szukać winnego. Każdy woli być kryty. Dobre to, że nie ma kryzysu. Oddechy kolegów stają się jakieś takie pełniejsze i swobodniejsze. Schodzi z nas niepokój. Po prostu normalne umacnianie wałów i obsypywanie większych przesiąków.
Dojeżdzamy na asfaltówkę do wsi, gdzie wał przesiąka najbardziej. Z obu konców wsi stoi policja i nie przepuszcza samochodów cywilnych. Na drodze zrobił się plac postojowo, odpoczynkowo, załadunkowy. Stoją już tam ochotnicze straże z miejscowości oddalonych o godzinę drogi. Jest 4:30. Musieli ich budzić o 3ciej lub wcześniej. Trochę atmosfery pikniku czy odpustu: przyjezdne straże inne niż wczoraj, można sobie na wozy popatrzyć. Policja inna niż wczoraj. Na środku wsi ładna policjantka. Choć z twarzy zawzięta. Wojskowi ci sami co wczoraj. Bez sniadania porany chłód czuć. Odrzuacmy pomysł małego co nieco na rozgrzewkę. A za chwilę zbiórka. Nowoprzyjezdne straże idą układać worki na wał. Jeden wóz od nas zostaje na asfaltówce do przeładowania worków z ciężarówek na traktory. My jedziemy na poligon ładować worki z piaskiem z rezerwy usypanej przez wojsko dzień wcześniej.
Ciężkie te wojskowe worki. Niektóre za ciężkie. W nocy padał deszcz i mocno nasiąkły. Sporo jest przesypanych. Widać, że chwilę zajęło zanim ktoś kumaty powiedział im, by nie sypali do worka więcej niż 4-5 łopat. Podajemy przez kierowców, by ciężarówek już nam nie przysyłali – za wysoko i trudno nakładać. Wolimy traktory, zwłaszcza te z niskimi przycepami. Kierowca ciężarówki załatwił nam trochę wody do picia. Worki, worki, worki. Te cięższe, gdzie nasypali za dużo opróżniamy do połowy. Worki, worki, worki. Traktory przyjeżdzają stadami po kilka traktorów. Ładujemy. Worki, worki, worki. Potem z kwadrans przerwy i znowu worki, worki, worki. Nawet idzie wytrzymać. Tylko patrzymy w niebo, bo na poligonie nie mamy się gdzie schować. W chwili przerwy z nudy, czy przekory przestawiamy tablicę „Teren Wojskowy” na drugą stronę drogi tam gdzie stoi osiedle domków. Hi, hi hi wojsko powinno dać nam medal za powiększenie poligonu. Za chwilę przyjeżdżają kolejne traktory. Rytuał worki, worki, worki powoli staje się czymś normalnym i oczekiwanym jak sniadanie po pobudce. Kazdy wypracował sobie swoją technikę łapania, przenoszenia i rzucania. Mamy jedno wspólne tempo przerzucania worków. W zasadzie co można robić jak nie przerzucać worki. Może jest tam gdzieś inny, świat i inne zajęcia, ale wydają się mało realne trochę jak z telewizora. Z jednostek staliśmy się grupą przerzucających worki. I dobrze nam z tym. Tylko żeby rzucili jeszcze kawę i coś do jedzenia.
Jednak o 9tej zrywam się z workowej sielanki do domu. Trzeba obrobić klientów. Po drodze mijam naładowane przez nas traktory i ciężarówki. Sporo tego. W kolejce do wału stoi 5-6 traktórów, dwie ciężarówki, jeden kontener na śmieci pełen worków. Dowiaduję się, że niektóre lokalne firmy zwalniają ludzi do układania worków. A te które nie zwalniają dostają telefon od wójta i też zwalniają. Ludzie z firm dostają informację: nie ma pracy, ochotnicy mogą iść układać worki. Tak na oko rozpoznając twarze widzę, że większość zwolnionych z pracy idzie na wał.
Chłopakom ze straży mówię, że jeśli ogarnę pracę to jeszcze wrócę. Okazją wracam do siebie. Na sniadanie kaszanka z colą w sklepie. Trochę głupio bo chłopaki na poligonie na razie wodą i kawą jadą. Pies się cieszy, że Pan w domu. Praca niezależnego konsultanta ma pewne zalety. Do 10tej klienci jeszcze nie dzwonili. Wypycham maile i wykonuję telefony, by być krok do przodu przed klientem. Podstawowa zasada, daj mu to co potrzebuje zanim o tym pomyśli, to potem ufa i łatwiej się da prowadzić. Na razie prawie się udało. Teraz koniec klepania w klawiaturę o powodzi. Przez następnych kilka godzin zajmuję się klientami. Potem zobaczę, czy będę potrzebny przy workach. C.D. chyba jednak Nastąpi.