Wysoka woda – 4

Niedziela –  koniec akcji, przynajmniej na razie.

Zjeżdam do domu. Pies biedny u bramy piszczy z radośći. Winny się czuję. Ale co było zrobić? W domu bałagan się robi. Sam się ma rozumieć. Zwykle przez weekend w domu pomieszkam, ogarnę. A tu nic, bawię się w strażaka

O dziewiątej zamiast do straży kładę się spać w mundurze. Pies budzi mnie o 13tej liżąc po twarzy. Niewyspany i zły jestem. Co z robotą dla klientów…? Ale nie wytrzymuję. Dzwonię do chłopaków: co robicie, co się dzieje? Były helikoptery. Kładziemy worki. Patrolujemy wały. Jak będziemy przez wieś przejeżdząc to cię zgarniemy.

W samochód i do sklepu. Kurczak na zimno i cola robią za śniadanie i obiad. W sklepie chcą wiedzieć co będzie. Po wsi jakieś straszne plotki chodzą. Wał przerwany. Jasne, jakby był przerwany tobyście tu pływali. W takich sytuacjach ludziom się wydaje, że ci w mundurach to więcej wiedzą. Zresztą od kilku dni na widok mojego mundur samochody się zatrzymują i pytają: co będzie?  Na wałach się nie znam. Ale staram się spokojnym tonem, powiedzieć, że to co ja widziałem to tylo przesiąki i na razie opanowane. Ton ważniejszy niż komunikat. Ale staram się też nic nie przesądzać, żeby nie było że mówiłem że nie będzie powodzi,  a potem była. W sklepie biorę jeszce żarcie dla kotów, bo to dobre od weterynarza się skończyło. Futrzaków już ze dwa dni nie widziałem. Uciekły przed powodzią? Nie, nie jestem przesądny. Dobra to jeszcze dwie zgrzewki wody, jedna dla mnie, druga do wozu strażackiego i pół litra Żołądkowej De Lux zawsze się przyda. Wody w sklepie nie ma. Wynieśli na piętro do domu.

Wracam do siebie. Też na piętro wynoszę: generator prądu, jeden garnitur i kilka koszul. Przez myśl przechodzi, żeby na piętro zanieść frak i smoking.  Ale po co? Sam nie wiem? Śmiesznie ten mózg na zmęczeniu myśli. Ratować frak? Może raz na dwa lub trzy lata noszę. Jeśli smoking raz w roku założę to dobrze. Mózg na zmęczeniu ciekawie działa. Powtarzam się? No właśnie mózg na zmęczniu.

O pietnastej dzwonię: gdzie jesteście, co robita? Zapomnieli o mnie. Ale zaraz będą przejeżdzać obok mojego domu to mnie zabiorą. Zbieram picie, skarpety na zmianę, bo cały dzień w mokrych butach to takie sobie uczucie. I do wozu. A tam full strażaków i jeszcze dziewczyna jednego strażaka. Wracją z patrolu pod wał. Tam jest nasz drugi wóz. Na razie odpoczynek, kanapki. Nie! Pada hasło zbiórka. Idziecie kłaść worki. Mój wóz się wyłamuje: już trzeci dzień robimy, całą noc nie spaliśmy. Dowództwo odpuszcza. Dobra wy odpoczywacie, z waszej remizy tylko jeden wóz do worków. Moi do mnie mówią: a ty Paweł jak chcesz, to idź worki kłaść boś wyspany. To idę, a co!  Wojsko, strażacy cywile. Worki, worki i worki. Stoimy rzędem i podajemy na wał. Dalej wałem noszą, bo droga podmyta, spuszczają po wale i układają tam, gdzie są przesiąki. Worki, worki, worki. Generalnie jest miło, momentami piknikowo, ale na zmęczeniu co chwilę któryś kogoś opierdoli. Inni tonują. Worki, worki, worki. Ale już sytuacja bardziej pod kontrolą. Łażą ludzie i zdjęcia robią. Dziewczęta w obcisłych spodniach niby spacerują, ale nas lustruja. My je też. Jedna na mnie looka. Tak mi się przynajmniej wydaje. Niektóre worki już są wiazane. Mieli czas. Drobna rzecz, o niczym nie świadczy, ale jakoś tak lepiej i bezpieczniej się czuje człowiek. Worki, worki i worki. Dziś ich mamy tyle ile chcemy.

Wracam od worków do wozu. Zostawiłem tam kamizelkę z kluczami, portfelem i komórką. Jeśli odjadą do akcji to będę kamizelki po całej gminie, albo i dalej szukał. Po drodze spotykam nobliwą Panią, która mówi dzieńdobry. Kolega mówi, że sędzia. Lokalna elita. Za chwilę ta Pani, wdaje się w awanturę pomiędzy wójtem i kilkoma ludźmi. Robi to w stylu, hmmm, mało wyrafinowanym. Koledzy podpowiadają: konkurencja polityczna, w wyborach będzie startować.  My też się za chwilę kłócimy. OSP z sąsiedniej miejscowości w grafiku ma wpisane na noc patrlowanie wałów. Ale mówią, że nie będą. Idziemy do wójta powiedzieć, żeby coś z tym zrobił. Ale tam awantura w najlepsze. Lecą słowa grube. Wójt też nie wytrzymuje i któremuś od gówniarzy odpowiada. Sędzia, zaraz się włącza, insynuje, że pozwie wójta: tu są świadkowie, słyszeli co wójt mówił, to się tak nie skończy. Rzeczywiście chyba kampania się zaczeła. Odpuszczamy, nic tu nie wskóramy. Sami pojedziemy na objazd o szóstej. Paweł pojedziesz, pytają? Nie wiem, dzwońcie przed szóstą, mam robotę dla klientów, jeśli ogarnę to pojadę.

Worki, worki, worki. Układamy. Coś o 21ej kończymy. Wracamy na remizę. Z kanapek od ludzi robimy kolację, po lufie. To nie prawda, że w straży tylko piją, również popijamy. Ja nie pije, bo nie wiem jak ogranę pracę dla klientów. Może jeszcze coś dziś napiszę? Na pieszo wracam do domu. Noc przecudna.  Na łąkach życie nocne owadów i ptaków. Wieś polska naprawdę piękna jest. Wokół jak okiem sięgnąć łąka, porosnięta tu i tam kępami drzew. Na co dzień pędzę i tego nie widzę. A tu taki luksus wokół domu. Północ. No dobra, raczej pierwsza. Po co mi ten blog? Mogłem już spać. Idę spać, a po dachu bębni deszcz… C.D. mam nadzieję nie nastąpi.

0 comments… add one

Leave a Comment