Jak zostałem przestepcą internetowym

Przed sylwestrem chciałem legalnie kupić plik z jedną piosenką – Jolene. Ale okazało się to niemożliwe, bo wszystkie legalne serwisy, które znalazłem w sieci, a które mają tę piosenkę są dostępne tylko dla rezydentów USA. Jako konsument polski w obliczu takiej dyskryminacji mogłem co najwyżej połazić po naszych sklepach z ich rachityczną kolekcją muzyki w nadziei, że znajdę pożądaną piosenkę, lub też mogłem zapłacić krocie za cały CD z wysyłkowego sklepu za granicą i czekać na przesyłkę.

Ale pomyślałem sobie: taki chuj! Przez XIX wiek Amerykanie nie płacili zagranicznym autorom praw autorskich za ich książki, twierdząc, że są zbyt biedni. A teraz chcą sięgać do kieszeni Polaków zdradzonych w Jałcie i zubożonych przez komunizm pod który nas sprzedali. Kali wiecznie żywy ruszył do działania. Odpaliłem wyszukiwarkę, wpisałem nazwę piosenki i zespołu. Jest! Cały muzyczny świat stanął stał się mi nagle dostępny. Nauczyłem się kto tę piosenkę pierwszy raz zaspiewał. Dlaczego ją napisał. Kto ją przerobił i dlaczego.

Ale nie ma nic za darmo. Zacząłem z dreszczykiem emocji poznować podejrzane rewiry internetu.  Oprócz piosenek pojawiały się gołe dupy – niektóre z adnotacją, że to dziewczyny z Warszawy. Niezły ten internet. Ja tam szukam muzyki. A tu mi mówią, że w sąsiedztwie są chętne dziewczyny. Na innych znowóż stronach, które obiecywały, że dostarczą mi tę piosenkę trzeba było wpisać hasło z rozmytych literek. Jednak po wpisaniu hasła żadnej piosenki nie było. Ustaliłem potem, że w swej naiwności początkującego pirata pomagałem obejść zabepieczenia przed spamem, które wymagają naiwnego leszcza, bo komputer sam sobie nie poradzi z rozmytymi literkami. Na szczęście kariera pirata amatora skończyła się (chyba) bez większych strat – skan komputera jak na razie nie wykazał obecności nowych groźnych plików.

Jaki z tego wszystkiego morał? Świat w którym firmy pakietowały fajne i takie sobie piosenk na kompakcie i sprzedawały całość za wysokie ceny kończy się.  Muzykę będziemy kupować na piosenki, których chcemy słuchać po rozsądnych cenach nie wychodząc z własnego domu.  Skończy się wciskanie nam całych płyty po zdierskich cenach. Amerykanie już tam są.  U nas na razie musisz łamać prawo jeśli chcesz nie wychodząc z domu nabyć jedną piosenkę. Nie wiem dlaczego nasze państwo w imieniu koncernów muzycznych egzekwuje prawo autorskie, a nie wymaga by polski konsument miał dostęp do takich samych usług jak konsument amerykański…? Gdzie tu Giertych, Kaczory  i cała ta narodowa duma i interes? Ale to raczej mniejsza z ułomności, które serwuje nam Polska. Więc po wklejeniu tego wpisu nie będę się nią specjalnie podniecał.

Z drugiej strony piracąc czuję się głupio. Sam kiedyś napisałem książkę. Za sprzedaż praw do niej dostałem marne 12 tysięcy złotych. Mój zarobek w dużej mierze ograniczony był powszechnym u nas kopiownaiem książek. A w odróżnieniu od muzyków, którzy zarabiają ostatnimi laty coraz więcej pieniędzy z koncertów, ja raczej nie mogę prowadzić odpłatnych odczytów mojej książki. Jeśli jednak chętni  na takie odczyty istnieją to proszę się do mnie zgłosić :-). Wiem więc dobrze co to jest bezsilna złość w obliczu naruszenia praw autorskich. Bezsilność, która ogranicza chęć do twórczości. Chciałbym napisać więcej książek, sam je drukować i rozprowadzać, ale nie mam pomysłu jak uniknąć ich pirackiego kopiowania.

Co pozostanowiłem zrobić  w takiej sytuacji? Ponieważ nie chcę mieć bliższych spotkań z policją, która za pieniądze podatników ściga ściągających poliki odkopałem swoją kolekcję CD z czasów zanim zabezpieczano je przed zgrywaniem. No i teraz w tle, gdy pracuję, zgrywam ulubione kawalki sprzed 10 i 20 lat na kompa. Do własnego prywatnego użytku, ma się rozumieć.

0 comments… add one

Leave a Comment