Gdzie są takie szkoły pyta, geek1 w komentarzu po ostatnim wpisie. U anglosasów. Oni około 150 lat temu podjęli świadomą decyzję, że szkoły publiczne mają przede wszystkim uczyć do życia, a nie do egzaminów na studia. Tam większość szkół nastawionych jest na wzbudzenie motywacji do nauki i przekazanie praktycznych umiejętności, a nie jak u nas na uczenie konkretnej wiedzy. Tam szkoła ma koncentrować się na zainteresowaniach dziecka, a u nas na przerobieniu programu.
Tu jest źródło mitu o głupich dzieciach amerykańskich i naszych świetnych szkołach. Trafia taki Jasio z rodzicami do USA czy innej Australii lub Wielkiej Brytanii idzie do ichniejszej szkoły to już umie tabliczkę mnożenia i równania rozwiązywać też. A oni w tej samej klasie dopiero uczą dodawać i odejmować. Zamiast ocen Pani stawia dzieciom stempel albo naklejkę z usmiechem na czole, ręce, czy gdzie bądź. Czym lepiej się dziecko sprawuje i uczy tym więcej takich stempli i naklejek zbierze. W Australii tak nawet do czwartej klasy.
U nas szkoła ciągle przygotowuje do egzaminu na studia, a tam szkoła przygotowuje do życia. My wzieliśmy dawny model szkoły elitarnej i go upowszechniliśmy. Z opłakanymi skutkami, bo to co dobre dla elit, nie musi być dobre dla ogółu. Arytokrata jak zna literature i na salonie moze błysnąć znajomoscią historii pewno zyska mir wśród innych arystokratow. Ale to jest nieprzydatne dla wiekszości dzieci. Dla naszych współczesnych polskich dzieci o wiele lepiej będzie, gdy zamiast pseudoerudycyjnego uczenia zasciankowej polskiej literatury po prostu nauczą się pracować w grupie i same poznają jakie mają talenty i co lubią robić. Ta dowolność czy wiedzę przedstawić w formie wypracowania, wiersza, plakatu, czy prezentacji multimedialnej to jest własnie to. Te lekcje sztuki, gotowania i szycia w anglosaskich szkolach też z tego się bierze. Może Johnny nie nauczy się tak szybko całków, ale za to nieźle się musi nagłowić czy wybrać lekcje gotowania czy historii.
I znowu myślę że to jest problem wsadzania wszystkich do jednego worka. (Jeden program i taka sama ścieżka dla wszystkich). Oba systemy (wiele systemów) mają sens jeżeli się uzupełniają. Ale państwo musi wyluzować z kontrolą tego wszystkiego.
Jak najbardziej niech beda i zamordystyczne i ucznio-centryczne szkoly. Ale na razie nie wolno bo kazda szkola (za wyjatkiem zagranicznych) musi realizowac podstawy programowe wymyslone w Ministerstwie w Warszawie.
W USA jest prosciej konstytucja mowi, ze zadania ktore nie sa przypisane rzadowi federalnemu naleza do stanow. A poniewaz o oswiacie nie ma tam ani slowa to rzad federalny nie jest w stanie kazac szkolom uczyc pod jego dyktando.