By odzyskać wolność słowa nie wystarczy uchylić art. 212 kodeksu karnego – pozwalający za słowa ścigać karnie zamiast cywilnie – potrzeba zmienić konstytucję. Zmienić, tak by wolność słowa, nie była czymś coś co dostajemy po uważaniu władzy, a stała się naszym batem na władzę.
Jednym z powodów, dla których wolność słowa słabo działa w Polsce jest jej skonceptualizowanie jak prawo pozytywne. W naszej konstytucji zamiast pozytywnego zapisu „zapewnia się wolność wyrażania” potrzebujemy ograniczającego zapisu „sejm nie będzie ograniczał wolności wyrażania”. Zamiast prawa, którego możemy dochodzić u władzy, potrzebujemy ograniczenia władzy, by nie mogła nas prześladować za wypowiedzi.
Obecnie nasza konstytucja sugeruje, że bliżej niesprecyzowany ktoś zapewni nam wolność słowa:
Jak większość naszej konstytucji to nieudaczne kopiuj i wklej. W tym wypadku „kopiuj i wklej” z konstytucji PRL. Za PRL przynajmniej jasno stało w konstytucji, kto zapewniał nam ówczesną wolność słowa – zapewniał ją PRL:
Sformułowanie wolności jako pozytywnego prawa, tj. prawa wymagającego działania władzy by je urzeczywistnić daje nam li tylko możliwość domagania się określonego działania przez państwo. By prawo to zrealizować potrzebujemy wyegzekwować je od władzy przed sądem i od kolejnych władz i ich organów administracyjnych. Jak państwo nie będzie chciało, będzie się ociągało to z naszym roszczeniem np. do wolności słowa utkniemy w kafkowskim labiryncie jak w PRL.
Istniej lepszy sposób sformułowania prawa do wolności słowa. W postaci powstrzymywania władzy (negative check). Gdy nasza wolność jest skonceptualizowane w systemie prawa jako powstrzymywanie władzy w wypadku oskarżenia przez władzę podnosimy przed sądem literę prawa jako obronę, w wypadku wygranej możemy dalej mówić to co mówiliśmy, nie potrzebujemy dochodzić dalszych działań władzy, jak np. zmiany ustaw, itp. Różnica niby subtelna, niby zależna od kontekstu kulturowego, ale o dalekosiężnych skutkach.
Tak jest np. w USA. Tam w konstytucji wolność wypowiedzi to nie jest coś, co nieznany ktoś, kiedyś, nie wiadomo kiedy, jakoś, nie wiadomo jak, ma zapewnić. Wolność słowa jest sformułowana w USA jako zakaz ograniczający władze prawodawczą i działającą z jej delegacji władzę wykonawczą. Pierwsza poprawka stanowi, że kongres nie będzie uchwalał ustaw ograniczających wolność wypowiedzi:
Kongres nie będzie stanowił prawa o utworzeniu religii państwowej lub zakazującego wolnego praktykowania religii lub też ograniczającego wolność słowa, prasy, prawa ludu do pokojowego gromadzenia się, lub składania rządowi petycji domagających się naprawy krzywd.
W USA wyraźnie ustanowili, że władza nie może tworzyć prawa ograniczającego wolność słowa. Nasza konstytucja też niby daje nam wolność słowa. Daje w typowy dla polskiego prawa niejasny sposób. W praktyce to polskie rozumienie wolności słowa dopuszcza w mniemaniu polskich prawników m.in. osiem(!) artykułów kodeksu karnego, które wolność tę ograniczają, absurdy jak ciszę wyborczą, czy wjazdy na chatę przez policję za krytyczne wpisy w internecie, itp.
W zbliżającym się dla wolności słowa momencie konstytucyjnym, gdy będziemy tworzyć nowe fundamenty prawa zapiszmy wolność słowa jako zakaz dla władzy!