Na stronach Krytyki Politycznej czytałem ostatnio felieton Michała Sutowskiego o kryzysie greckim. Poniżej dwa cytaty z tego felietonu:
<<Problem jest autentyczny a Grecja naprawdę wymaga reform. Tylko czy na pewno Grecy są tylko i wyłącznie sami sobie winni? I czy przypadkiem nie stali się kozłem ofiarnym, który pozwoli zapomnieć o strukturalnych źródłach globalnego kryzysu i znów przerzucić winę na „rozrzutne państwo socjalne”?>>
<<To fakt, że sektor państwowy jest ponad miarę rozdęty – tylko, że to nie żadne „państwo dobrobytu” tylko zwykły feudalizm polityczny. Stanowiska w greckim sektorze publicznym to partyjny łup, który rozdziela się pomiędzy towarzyszy, sponsorów, dzieci, żony i kochanki. I to ich przywileje stanowią główne źródło finansowych kłopotów.>>
Przyznam, że nie spodziewałem się spotkać tak liberalnych twierdzeń na stronie grupy, która chce uchodzić za prawdziwą lewicę. W zasadzie pod każdym z powyższych stwierdzeń mógłbym się podpisać. Oczywiście jak na lewicowca przystało w podsumowaniu Michał Sutowski autor tych stwierdzeń trochę złorzeczy, że kryzys grecki zdjął ze sceny złoczyńców w postaci banków i teraz będą prywatyzować. Ale nawet z takimi wtrętami mamy ciekawą obserwację: ci którzy u nas chcieliby uchodzić za radykalną lewicę zmuszeni są przez obiektywne warunki materialne opierać swą analizę na przesłankach uznawanych za liberalne.
I nie jest to trend odosobniony „Polityka” w bierzącym numerze (Nr 20 (2756) 15 maja 2010) daje artykuł Wawrzyńca Smoczyńskiego, który sytuację w Grecji podsumowuje następującymi słowy:
„Jaka nauka płynie z tej zawieruch dla Polski? Tarapaty Grecji to najnowsza przestroga przed lekceważeniem dyscypliny budżetowej i odraczaniem oszczędności w przekonaniu, że deficyt i dług rozejdą się po kościach. Nie rozejdą się, a nieleczone grożą gospodarce kalectwem. To zarazem ostrzeżenie przed elitami politycznymi, które przedkładają interes partyjny nad zdrowie finansów publicznych, i przed związkami zawodowymi, które torpedują nieuniknione decyzje w obronie grupowych interesów.”
Taka lewica nie jest, tak bardzo straszna. Żeby teraz tylko nauczyli się wspierać najbardziej potrzebujących, zamiast konserwować przywileje historycznie słabych szerokich grup społecznych takich jak klasa robotnicza, które jednak już zdąrzyły obrsonąć licznymi przywilejami, i zająć się naprawdę potrzebującymi.
Inne wpisy z cyklu reakcyjna lewica:
Lewicowi elityści – 4 marca 2010 – Siedzą sobie w salonie panowie w tużurkach i dyskutują nad niedolą ludu. I najczęściej wymyślają, że dla ludu lepiej będzie, gdy władza i majątek przejdzą w ręce elit. To nie jest wyłącznie złośliwość, lecz opis istotnego elementu dyskursu o naszych urządzeniach społecznych i gospodarczych.
Cztery powody słabości lewicy – – W czterech punktach o tym, co lewica potrzebuje zrozumieć, by zdolna była sięgnąć po rolę przeciw wagi do konsolidującego się na naszych oczach establishementu centroprawicowego.
Lewica jest reakcyjna, a prawica postępowa! – Lewica potrzebuje skończyć z pomocą dla każdego, kto twierdzi, że jej potrzebuje i dawać pieniądze podatników tylko najbardziej potrzebującym, a zwłaszcza tym, którzy sami starają się poprawić swój los.
Centrolew? Dziękuję nie. – Lewica tylko tworzy kolejne grupy uprzywilejowanych (w jej jezyku poszkodowanych) i kupuje ich poparcie podnosząc podatki młodym, pracowitym i uczciwym.
Artykuł o podobnym wydzwięku dałem też we Wprost:
Lewica w socjalhamaku, Paweł Dobrowolski, Wprost Numer: 5/2010 (1409) – Rzadko jestem zadwolony ze swoich artykułów. Ten też mógł być lepszy, jednak mi się podoba. Daje krótki opis przyczyn słabości lewicy.