Banki polskojęzyczne – 2

Nie ma (na razie) zapaści kredytowej

Kiedyś było fajnie. Państwo było właścicielem banków. Polityk mógł po prostu poprosić prezesa banku o kredytowanie ulubionej firmy, lub kupienie dużej ilości państwowych obligacji.  Prezes jeśli chciał być prezesem wiedział jak ustosunkować się do takiej prośby.

Potem banki sprzedaliśmy zagranicznym właścicielom, którym nazwisko Tusk czy Kaczyński mówi niewiele. Więc teraz już nie można po prostu kazać bankom pożyczać ulubionym firmom, lub finansować deficyt budżetu. Co prawda szef Komisji Nadzoru Finansowego Kluza może mówić bankom, że te które dadzą mniej kredytów będą miały więcej kontroli ze strony nadzoru, ale to już nie to samo.

Teraz mamy doniesienia w mediach o tym, że banki nie pożczają. A politycy i różne mądrale mówią co z tą rzekomą zapaścią w kredytowaniu zrobić. Jednak jak pisałem w ostatnim wpisie o bankach póki co nie ma zapaści w kredytowaniu. Jest spowolnienie w tempie przyrostu kredytów. Ale kredyty cały czas rosną.

Gdy to napisałem jedną z poważniejszych wątpliwości, którą zgłoszono brzmiała mnie więcej tak:  nie masz racji! Banki nie udzielają kredytów. A ten przyrost kredytów, który widać w danych o wartości kredytów wynika z osłabienia złotówki – bo kredyty walutowe mierzone złotówką są bardziej wartościowe.

No to popatrzmy jak jest naprawdę:


Fakt, dynamika kredytów walutowych wystrzeliła od sierpnia 2008 co w większości tłumaczy słabnący kurs złotego. Natomiast dynamika kredytów złotowych zaczęła spadać. Ale zauważcie, że nawet ta obniżona dynamika przyrostu kredytów złotowych w grudniu 2008 nie dość, że jest dodatnia to jest jeszcze większa niż przez większość okresu 2000-2006!

Co ciekawsze, dynamika kredytów złotowych zaczęła spadać w sierpniu 2007. Tak 2007, a nie 2008. Czyli dokładnie wtedy, gdy zagraniczne rynki kredytowe zauważyły kryzys a tamtejesze instytucje finansowe ograniczyły wzajmne pożyczki. Jest to poprawna reakcja, zdrowych instytucji finansowych. Na długo zanim temat kryzysu zauważyli politycy i dziennikarze banki polskojęzyczne zachowały się dokładnie tak jak zdrowy bank powinieni się zachowywać. Gdy w sierpniu 2007 na międzynarodowych rynkach finansowych pojawiły się trudności banki polskojęzyczne zaczęły się powoli lepiej przyglądać kredytobiorcom, ale ciągle pożyczają im dużo, bo nasza gospodarka cały czas rośnie.

Fakt jest więc taki, że póki co ilość udzielonych kredytów co miesiąc jest większa. A pamiętajmy, że co miesiąc kredytobiorcy spłacają część swoich kredytów, więc ten przyrost jest jeszcze większy niż wynika z prostego porównania kredytów na koniec miesiąca.

Uprzedzając kolejne zarzuty ze stronych tych co mogą nie mieć  zaufania do średnich ruchomych, bo mogą podejrzewać, że ukryją one jakiś dramatyczny spadek w końcówce zeszłego roku popatrz  na  miesięczną dynamikę przyrostu kredytów w latach 1997-2008, którą dla czytelności rozbiłem na dwa wykresy:

 

 

 

I co? Rok 2008 jest absolutnie przeciętny, a nawet łagodny, bo cechuje się niższą od przeciętnej w latach 1997-2008 miesięczną zmiennością dynamiki kredytów. W grudniu mamy spadek tempa wzrostu. W październiku i listopadzie mamy wzrost tempa wzrostu. Za siedem ostatnich miesięcy 2008 mamy powolny łagodny spadek tempa wzrostu z 2,3% w maju do 0,3% w grudniu. Ale nie są to jakieś katastrofalne lub wcześniej niespotykane zjawiska.

Na razie kredyty rosną, zarówno te złotowe jak i walutowe. Tylko politycy i dziennikarze mówią o załamaniu kredytowym. Ale kochani dziennikarze i politycy wielość  przytaczanych przez was anegdot o osobach lub firmach, którym nie przyznano kredytu to jeszcze nie dane statystyczne świadczące o załamaniu akcji kredytowej. Takich danych nie ma, bo kredytów póki co mamy z miesiąca na miesiąc coraz więcej. A to właśnie dziwi i newsem winno być. Podczas największego od 70 lat kryzysu finansowego, mamy całkiem spory przyrost kredytów…

2 comments… add one
  • Skakanka Feb 6, 2009, 9:39 pm

    ?????????
    Chcemy kupić dom, mieszkanie… FIGA, duży wkład własny, chcemy rozwinąć działalność gospodarczą… FIGA, samych zabezpieczeń trzeba mieć tyle, że samemu można byłoby założyc bank. OK! Statystyki “ponoć” nie kłamią, ale za każdą liczbą, cyfrą, coś się kryje. Pytanie, czy to coś napędza/napędzi naszą gospodarkę, czy poprostu te małe kredyty “na przeżycie” przejemy, przetrawimy i … i tyle z tego będzie. No chyba, że za entym razem staniemy się tym przysłowiowym “Murzynem z Alabamy dla banku”.
    Jak się Pan Panie Pawle do tego ustosunkuje z punktu patrzenia na “wszystko wiedzące” statystyki?
    Ps. W tym nie ma sarkazmu, jedynie głos (pytanie) człowieka który z kredytami, wśród kredytów, między kredytami i między chcącymi (a, nie mogą…) brać kredytów przebywa.
    Pozdrawiam

  • Pawel Dobrowolski Feb 6, 2009, 11:18 pm

    Po pierwsze, w grudniu wartosc kredytow udzielonych przez banki byla wyzsza niz w listopadzie, w listopadzie niz w pazdzierniku, itd itp. Mowienie o zapasci kredytowej jest … malo precyzyjnym opisem. Mowie tylko tyle i az tyle.
    Po drugie, przyrost nowych kredytow zwalnia. Jest zagrozenie, ze w najblizszych miesiacach bedziemy mowic o spadku udzielonych kredytow. Tylko jesli juz dzis wolamy ze wilk na lace, to co bedziemy wolac, gdy wilk naprawde przyjdzie?
    Po trzecie, zupelnie juz subiektywnie, mam wrazenie, ze Polacy chca nadrobic 300 letnie konsumpcyjne opoznienia tu i teraz.
    Zapominaja, ze jestesmy krajem ubogim, a chcemy zyc co najmniej tak dobrze jesli nie lepiej niz nasze zachodnie odpowiedniki.
    Poniewaz nie mamy pieniedzy to ktos nam ma te pieniadze pozyczyc.
    Ale kto nam powiedzial, ze mamy prawo do mieszkania na kredyt bez wkladu wlasnego i tanio?
    Rola bankow jest zarobic pieniedze dla depozytariuszy i akcjonariuszy. Udzielanie kredytow jest tylko srodkiem nie celem.
    Jesli mozna cos zmienic to dziwne prawo w Polsce, ktore m.in. powoduje ze trudno odzyskac pieniadze od wierzyciela wiec lepiej sie nadzabezpieczyc.
    Po czwarte, jako spoleczenstwo zyjemy niebezpiecznie wystawnie. Brakuje nam skromnosci. Wiekszosc Polakow, gdy utraci prace jest w stanie utrzymac dotychczasowy poziom konsumpcji tylko przed dwa-trzy miesiace. W Warszawie mieszkanie sa drozsze niz w Berlinie, a ludzie i tak je kupowali, zazwyczaj na kredyt. Na zasadzie bo za chwile i tak beda drozsze…
    Ja rozumiem, ze takie wytykanie biedy moze denerwowac. Bo kazdy chce miec mieszkanie, samochod, i przynajmniej raz na tydzien jesc obiad w restauracji. Nie jestesmy gorsi niz ci z zachod, lub niz ci z nas co zaczynali na poczatku lat 90-ych i sie latwo nachapali. Niestety jestesmy biednym krajem na dorobku, a dorobienie sie zajmuje czasu, szczegolnie, gdy gospodarke mamy niewydajna, a panstwo zle urzadzone…

Leave a Comment