Działacze miejscy i władze większych miast ograniczają podaż nowych mieszkań w centrum oraz utrudniają dojazd do centrum. Nie jest to moda. To bezwzględna walka o miejsce na drabinie społecznej. Walka o mieszkanie i mobilność w dużym mieście to serce walki o status w społeczeństwie. Jeśli masz mieszkanie w centrum, masz blisko do:
W interesie mieszkańca centrum dużego miasta jest wydłużać dojazd do centrum, a jeśli już posiada mieszkanie to również zwiększać koszt mieszkań w centrum. Gdy wydłuży czas dojazdu do centrum tym z obrzeży, przedmieść i okolicznych wiosek zmniejsza liczbę konkurentów do swojego stanowiska pracy. Gdy zablokuje kolejną budowę zwiększa wartość swojego mieszkania.
W Warszawie każde 15 minut więcej w dojeździe do centrum to kilkanaście do kilkadziesiąt tysięcy mniej konkurentów o dobrze płatne posady w centrum. Sorry, Wawer, Nadarzyn, Łomianki i Legionowo. Na całym świecie ludzie deklarują że 45 minutowy dojazd do pracy jest akceptowalny. Każde kilka minut dojazdu ponad trzy kwadranse to kolejne osoby, które rezygnują z walki o pracę w centrum i korzystania z usług dostępnych w centrum.
Mieszkania i środki transportu są zamiennikami w konkurencji o status. Mieszkania w centrach miast są drogie. W warunkach polskich kilkaset tysięcy. Ich nabycie wymaga wysokich oszczędności lub wysokiej zdolności kredytowej. Zamiennikiem mieszkania w centrum może być dojeżdżanie do pracy w centrum. Używany samochód można kupić już za kilka tysięcy złotych. Dlatego śródmiejscy aktywiści tak nienawidzą dojeżdżających z poza centrum.
Choć centra dużych miast nie są własnością ich mieszkańców to oni i władze miejskie często zachowują się jak by były. W Katowicach chcą wprowadzić droższe parkowanie dla zamiejscowych:
W Poznaniu prezydent Jaśkowiak wydłuża remonty na wylotówkach, by utrudnić wjazd mieszkańcom sąsiednich gmin.
W Warszawie już na samym początku prezydentowania Trzaskowskiego prewencyjnie zablokowano rozwój wylotówki na Gdańsk. Ulica Pułkowa zarówno od strony Łomianek jak i Warszawy wjeżdża w drogi, które mają po trzy pasy w każdą stroną. Sama Pułkowa ma dwa, a po środku pas ziemi. Co dzień rano i wieczorem tworzą się korki. Dodanie po jednym pasie w każdą stronę upłynniłoby wjazd i wyjazd z Warszaw. Ale nie! Ledwie Trzaskowski został prezydentem a na tym pasie ziemi posadzono kilkuletnie drzewa.
Mogą tak działać bo jest strukturalny rozjazd pomiędzy funkcjonalnymi obszarami miejskimi, a miejskimi okręgami wyborczymi. Ci którzy tworzą miasto to szerszy zbiór niż ci którzy w nim głosują. Sprzątaczki, niańki czy ekipy remontowe dojeżdżające z przedmieści i okolicznych wiosek są w mieście w każdy dzień roboczy, ale nigdy nie głosują na jego prezydenta.
Dynamiczna i sprawiedliwa Polska, wymaga możliwe równego dostępu do możliwości oferowanych w centrach dużych miast. Zwiększenie największych miast, by były bliższe faktycznemu funkcjonalnemu obszarowi miejskiemu jest jednym z lepszych sposób osiągnięcia tego celu.
Biedni ludzie nie jeżdżą samochodami tylko komunikacją miejską. Śródmiejscy aktywiści nienawidzą samochodów w centrum, ponieważ:
1) Zanieczyszczają powietrzę
2) Zwiększają natężenie hałasu.
3) Większy ruch samochodowy w mieście powoduje, że samochody jeżdżą szybciej i bardziej agresywnie, trzeba dzieci odprowadzać do szkoły.
4) Większy ruch wymaga rozbudowy dróg, dla ludzi którzy nie płacą podatków na budowę tych dróg.
Podsumowując ludzie mieszkający w mieście chcą tu żyć bez finansowania infrastruktury drogowej ludziom, którzy do niej się nie dokładają. Nie chcą być beneficjentami efektów zewnętrznych ruchu samochodowego w postaci hałasu i zanieczyszczeń. Chcą również móc wyjść z dzieckiem na spacer bez konieczności troski o życie swoje i dziecka : https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,25390740,o-malo-nie-zabilas-dziecka-pogrozki-wyzwiska-ataki-a-samochody.html
W mojej opinii jest to bardzo racjonalne zachowanie.
To co włodarze polskich miast powinni robić a nie robią, to planować zrównoważoną infrastrukturę miejską i zapewniać budowę tanich mieszkań dla biedniejszych ludzi.