Mundurowi z wojska i policji grożą. Grożą młodym Polakom, którzy wyjechali pracować za granicę. Grożą wysłaniem listów gończych, grożą wymeldowaniem z miejsca zamieszkania w trybie administracyjnym (tzn. bez zgody i wiedzy zainteresowanego), grożą ściganiem do 50-ego roku życia, oraz grożą dwoma latami więzienia.
Dlaczego grożą? Wojsko dosięgł niż demograficzny. W tym roku zabraknie 30 tysięcy rekruta. A prokuratury, policja i wojsko rozzuchwalone nawrotem PRLowskiej represyjności, korzystają z prawnych pozostałości PRL by gnoić młodych. Ustawy o meldunku i obronności dają im do tego podstawy. Każdy młody Polak, który wyjechał za granicę do pracy lub na studia według obowiązującego prawa powinnien był przed wyjazdem złożyć w urzędzie gminy oświadczenie o wyjeździe i terminie powrotu do miejsca stałego zameldowania.
Jednak żaden znany mi emigrant nie marnował czasu na informowanie urzędasów o swych planach życiowych. Zazwyczaj nic nie wiedzieli o tym durnym obowiązku, a gdy wiedzieli to olali go w myśl zasady to państwo jest dla mnie, a nie ja dla państwa. Teraz jednak urzędnicy PRL-2 zwanego IV RP zamiast zlikwidować pobór, stworzyć zawodową armię i zlikwidować obowiązek meldunkowy ścigają młodych uciekinierów z całą surowością prawa.
p.s. Ja też kiedyś wyjechałem za granicę a durne WKU wysłało mi w tym czasie ponad trzydzieści wezwań (mam je do dziś). Raz o 7-mej rano nawet zjawiły się typy z policji i wojska pod drzwiami mieszkania moich rodziców by doprowadzić mnie przed komisję poborową. Na szczęście o tej godzinie smacznie spałem za Atlantykiem w małej miejscowości pod Bostonem. A naburmuszone żołdactwo nie miało wizy i biletu do Bostonu. Dziś mam ponad 30-tkę i już mnie nie ścigają, choć nigdy nie dostałem decyzji o przeniesieniu do rezerwy. Na wszelki wypadek w ankietach osobowych w rubryce "stosunek do służby wojskowej" piszę "niechętny".